Dzień 2 nic, tylko iść
Vysoke nad Jizerou – Stare Misto [40 km]
Noc się szybciej skończyła niż zaczęła. O 7.00 pobudka, sprawdzam jak ramiona…mogę ruszać, więc jest dobrze! Wyglądam przez okno i jest baardzo dobrze. Słońce, błękitne niebo i mnóstwo kolorowych drzew. Jak ten świat wygląda pięknie w porównaniu z wczorajszym dniem. Aż chce się ruszać. Dzięki Jana za nocleg, kolację i wymianę doświadczeń. Przed wyruszeniem sprawdzam jeszcze tylko temperaturę, jest rześko – 5 stopni – więc softshell będzie jednak lepszy niż wiatrówka. I to był mój chrzest bojowy. 40 km drugiego dnia to jak dla mnie trochę za dużo. Niby nie jest to jakiś wyczyn, ale jednak za mało pracowałem nad kondycją, co znowu odbiło mi się bólem pleców i nóg. To był długi dzień, ale bardzo pozytywny. Powoli przyzwyczajam się do rytmu, pogoda dopisuje, a problemy ze stopą po tygodniu terapulsu, krioterapi i czegoś tam jeszcze, zeszły na dalszy plan. Nic – tylko iść. Jutro zapowiada się premiera namiotu bo nie mam noclegu. No chyba że się jeszcze coś znajdzie. Droga pokaże.
///
The end of the night came faster than the beginning. At 7 a.m. I wake up and examine my shoulders.. I can move them so it`s all right! I look out of the window and it so sooo good. The sun is shining, the sky is blue and there is a lot of colorful trees. Today the world is much better then yesterday. I got the power and want to start. Thanks Jana for couch, supper and exchanging experiences. Before I set off, I check a temperature, it`s cold – 5 degrees – so softshell will be better than windcheater. Today it was a long distance to cover, 40 km was too much for second day. It is not like an achievement but I trained not enough before and now I feel it in my legs and back again. It was a long but very positive day. I feel the rhythm, the weather is fine, and my feet after some procedures is much better now. Nothing. Just go.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.