Dzień 8 smażone kalafiorki
Jindrichov Hradec – Lisov [34,5 km]
Dzisiaj pobudka jednocześnie ze słońcem. Śniadanie z Martiną i jej rodziną i mimo, że propozycja dłuższego snu i zwiedzania zamku była kusząca to trzeba iść, zwłaszcza że pogoda idealna do marszu. Dzięki Martina za gościnę, niezmiernie miło jest spotkać w drodze tak sympatycznych i otwartych ludzi. Poranek słoneczny, ale bardzo rześki, z minuty na minutę robi się jednak coraz cieplej. W południe przełamałem 15 km. Jest szansa, że do zmierzchu skończę dzisiejszy etap. Wczoraj zszedłem z drogi o dużym natężeniu ruchu. Dzisiaj jest bardzo kameralnie – łąki, lasy, wymarłe wioski. Tylko od czasu do czasu przemknie jakiś samochód. Po każdej nocy z przymrozkiem pojawia się więcej kolorowych drzew. Natura powoli przygotowuje się na zimowy sen. Na obiad smażone kalafiorki w barze pełnym rolników. Chyba tylko w Polsce nie widziałem takich rzeczy. Do baru wchodzi rolnik w gumofilcach, zamawia dwudaniowy obiad, potem espresso, po czym idzie dalej do pracy. A przecież ponoć to my jesteśmy zieloną wyspą a wszędzie dookoła szaleje kryzys. Po obiedzie zaczęła się absolutnie magiczna część szlaku. Droga wijąca się w środku lasu, prowadząca przez słoneczne polanki, na końcu przechodząca w długą dębową aleję nad brzegiem jeziora Rozmberk. O ile niektóre odcinki chce się przejść jak najszybciej to ten dzisiejszy ewidentnie mógłby się nie kończyć.
///
Today I woke up together with the sun. A breakfast with Martina and her family, and nevertheless the offer of longer sleep and visiting a castle was tempting, I had to continue my journey, especially as the weather was perfect. Thank you Martina for your hospitality, it`s really nice to meet so friendly and open people. Although the sun was strongly shining it was a very cold morning, but with every minute it was getting much warmer. In the midday I covered 15 km so there was a chance to reach my destination before dusk. Yesterday I left a road with huge traffic and today it`s very calmly – fields, forest and deserted villages. With every frosty night there are more colorful trees. Nature is preparing itself to the winter. I had today small fried cauliflowers for dinner in a bar with a lot of farmers. I suppose that only in Poland I didn`t saw similar situation – the farmer in rubber boots is coming to the bar, ordering two-course dinner, later also an espresso and simply going back to work. After that break I had absolutely magic trail. A winding path in the middle of the forest going towards sunny meadows and finally coming into an oak avenue along the coast of the Rozmberk lake. Some roads I would like to pass as fast as possible, but this one could last much longer.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.