Dzień 16 Austria + kiwi = australijska wódka
Admont – Trieben [26 km]
Wczoraj byłem gościem u Dawida. Na początku roku spędził on 3 miesiące w Nowej Zelandii, więc siłą rzeczy tematem przewodnim naszego spotkania były Antypody. W Weyer miałem okazję spróbować owczego sera, typowego dla tamtego regionu, czy sałatki z ogórków (chociaż ta smakowała całkiem jak nasze sałatki 😀 ). W Admont ( a dokładnie w Ardning pobliskiej wiosce) spróbowałem natomiast australijskiej wódki zrobionej z kiwi. Podróże, życie, praca czyli strasznie banalne tematy, ale każdy człowiek to inna historia i niewiadomo kiedy, nagle zrobiło się po północy. Dobrze że wczoraj widziałem Admont i otaczające to miasto góry w pełnym słońcu. Dziś we mgle, gdy nie widać gór dookoła, wygląda jak miasteczko w Karkonoszach. Jestem mniej więcej na tej samej wysokości, jakieś 600 – 800 m.n.p.m. Podobno jutro osiągnę najwyższy punkt na austriackiej trasie, a potem to już prawie z górki. Ale nie na długo, po przekroczeniu granicy ze Słowenią znów zacznie się wzniesienie i coś mi mówi, że jeszcze bardziej „sympatyczne” niż tutejsze 🙂
///
Yesterday I was a guest at David`s home. In the beginning of this year he has been in New Zeland for 3 months, so unavoidably, the keynote of our meeting were Antipodes. In Weyer I had a possibility to try their domestic sheep cheese or cucumber salad (which is actually very similar to Polish 😀 ). In Admont (precisely in a small village in the nearby – Ardning) I could taste Australian vodka made of kiwi. Journeys, life, work – so simply subjects, but every man has a different story and I even didn`t know when passed a midnight. I`m glad that I saw yesterday Admont and surrounding mountains in the sun. Today, in a fog it looks like a town in Karkonosze (Polish mountains). I am more or less at the height of 600 – 800 m. Supposedly I will reach tomorrow the highest point of Austrian route and later after that it’s almost downhill. But not for a long time, because after crossing the border with Slovenia there will be much more impressive elevation.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.