Dzień 19 medytacja osho
Greith – Friesach
Wieczór na organicznej farmie. Na kolacje same zdrowe rzeczy i długa rozmowa z Stefi, która podróżowała po Afryce, Azji, Europie… Spędziła m.in. 9 miesięcy w Indiach, gdzie uczyła się technik medytacji, więc było o czym rozmawiać. Po śniadaniu wciąż padało, dlatego postanowiłem zostać godzinkę dłużej. Wtedy Stefi zaproponowała mi wspólną medytację osho. Myślałem, że nie wytrzymam 35 minut bez zmiany pozycji. Chyba łatwiej jest przejść 40 km 🙂 Ale muszę powiedzieć, że całość, czyli 45 minut było naprawdę nowym i interesującym doświadczeniem. Po 12 wystartowałem, a za cierpliwość w nagrodę dostałem pogodowe okno bez deszczu i chwilę widoku na ośnieżone szczyty. A potem znowu zaczęło lać… Dobrze że rano znowu zaimpregnowałem buty, bo dziś wytrzymały do popołudnia. Dziś nocleg we Friesach – małym uroczym miasteczku z zamkiem na wzniesieniu, wspaniałą panoramą dookoła i murami okalającymi stare miasto.
///
Yesterday evening I was on the organic farm. For supper I got very healthy food and I talked a lot with Stefi, who has visited many countries in Africa, Asia and Europe. She has spent also 9 months in India, learning meditation techniques, so we had a lot to talk about. After breakfast it was still rainy that`s why I decided to stay one hour longer and Stefi offered me to meditate together (meditation osho). I thought that I won`t stand 35 minutes in one position. I suppose that it is easier to walk 40 km than meditate in this way 🙂 But I have to admit, that whole training (45 minutes) was for me a new interesting experience. I leaved Stefi`s home after 12 o`clock and for my patience I got a better weather and views on snow-covered peaks for some time, but it started rain soon again. Good that I impregnated my boots in the morning, today they were dry till afternoon. Today night in Friesach – small, charming town with a castle on a hill, magnificent landscape and walls surrounding a city.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.