Menu

Dzień 22 droga na skróty może być bardzo trudna

Steindorf am Ossiacher See – Villach [22 km]

Wczorajszy dzień nie był do końca rutynowy. Po pierwsze, był to pierwszy dzień, kiedy nie widziałem żadnego samochodu z Polski. Po drugie, niby miałem zapewniony nocleg, ale nie do końca wiedziałem co i jak. Nie miałem adresu, telefonu, znałem tylko imię, nazwisko, wiek, miejscowość i że Johanna ma stadninę koni. Kiedy dotarłem do miejscowości rozrzuconej na sporym terenie, okazało się, że nikt nie zna takiej dziewczyny. Po kilku próbach pokazano mi stadninę. Być może oni będą wiedzieć, w końcu to to samo środowisko. Pierwsza farma z końmi i nic. Na drugiej też nic, ale gdy powiedziałem że Johanna ma 26 lat, pokazano mi położony w oddali na wzgórzu dom, dodając jednak, że nazwisko się nie zgadza. Okazało się że posługiwałem się nie nazwiskiem, ale nickiem z Couchsurfingu – który oznaczał „Joanna – dziewczyna z gór”. Zadzwoniłem więc na odległą farmę, upewniłem się że rozmawiam z tą Johanną i ruszyłem. Bez gpsa chyba nie znalazłbym drogi na szczyt wzgórza. Zostało 6 km – sporo – patrzę że droga wije się jak serpentyna na samą górę, a tak na oko, prosto przez las byłoby tylko jakieś 400 m i ostatni kilometr asfaltem. Co tu dużo opowiadać… to była najtrudniejsza wspinaczka w moim życiu. Od wejścia na Rysy, różniła się tym , że tam zejście nie było specjalnym problemem. Tutaj na pewnym etapie zejście było prawie niemożliwe. Część drogi na kolanach, na pewnych odcinkach każdy krok zajmował mi przejmująco długą minutę, zanim nie znalazłem stabilnego oparcia dla stopy. Ale w końcu udało się. Rano, gdy wracałem przez głowę mi już nie przeszła myśl, żeby wracać tą samą drogą… Zresztą gdyby wtedy była taka widoczność i zobaczyłbym skarpę w całej okazałości, też bym się nie odważył. Dobrze że Anioł Stróż nie spał. Po dotarciu na górę miałem za to magiczny widok na austriackie morze (jak nazywa się tu duże, piękne jezioro) i na Alpy. Wszystko miałem tak ubłocone i mokre, że pralka była kolejnym darem z Góry. Wspólny wieczór z gospodarzami, a rano liczyłem na malowniczy wschód słońca, ale mgła cofnęła mnie z powrotem do łóżka. Na szczęście już po drodze, około 10 słońce świeciło pełną parą i droga mijała naprawdę szybko. Zwłaszcza, że dziś do pokonania tylko 22 km. Tak więc idę sobie w słoneczku i nagle wydało mi się, że słyszę znajome słowa, które nie nadają się do cytowania tutaj, a które wszyscy znamy. Zatrzymałem się, nasłuchuję i …tak, słyszę Polaków. Mówię dzień dobry i za chwilę rodacy wychodzą na zewnątrz. Chłopaki z Nowego Targu i okolic, którzy rano przyjechali z Wiednia remontować domek letniskowy. Pogadaliśmy i ruszyłem na ostatni już w Austrii nocleg.

///

Yesterday was not routine. First of all, it was a first day when I didn`t see a polish car. Secondly, supposedly I had a place to sleep, but I had too little information. I didn`t have the address and phone number. I had just name, surname, age, town and that Johanna has a stud farm. When I reached a proper town, which was spread on a big area, it turned that nobody knows this girl. After few trials somebody showed me one stud farm – maybe they will know sth. First farm – failure on the second farm, also … till I added that Johanna is 26 years old. And people showed me a house located in the far distance on the hill, pointed out that the surname faamily`s living there is different. Finally I realised that the “surname” that I knew was only a nickname from couch surfing, which means “Johanna – a girl from mountains”. I called her to ensure that she is the girl I`m looking for and I set off. If I hadn`t my gps I guess I wouldn`t find a good way to the peak. I had still 6km, I see that the road zigzags, but going straight there will be maybe 400 m and just 1 km along a road. And getting straight to the point…that was the hardest climbing in my life. As distinct from climbing on Rysy (the highest mountain in Poland) going down from Rysy didn`t pose so huge problem. Here after some time it would be almost impossible. I covered one distance on my knees, on other part of the track every step last extremely long minute, till I found safe place to put my leg. But finally I reached a peak of a hill. Good that my guardian angel didn`t sleep. And there was a magic vies on Ostriachersee and Alps. My things were so dirty and wet that I thanked God for washing machine.I spent a nice evening together with my hosts and I hoped to see a beautiful sunrise in the morning, but a fog let me sleep longer. Luckily, during my trek about 10 the sun was brightly shinning and the way went by very quickly, especially that I had only 22 km for today. I`m going and suddenly I hear familiar sounds, I stopped and listen them out and that`s it – Polish language. I`m saying “dzień dobry” (good morning in Polish) and Polish guys come outdoor. They are from Nowy Targ but now they came from Vienna to do up one summer house. We talked for a moment and I went to my destination for the last night in Austria.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.