Menu

Dzień 5 godz. 21:49

Vila do Bispo – Aljezur [34 km]

Obawy o spokojny sen zagłuszany przez nieznośnych surferów, których tu pełno, były niepotrzebne. Sala sześcioosobowa, ale była kultura, szacunek, jak zgaszone światło to zgaszone, reszta wchodzi po ciemku i cicho się kładzie. Także nadrobiłem brak snu po podróży, szybkie śniadanko, kawka i 8.15 wyruszyłem. Włączyłem GPS najlepszej generacji czyli włąsną intuicję i poszedłem na dzide przez wzgórze, później plątaniną ścieżek doszedłem do drogi i tym sposobem ominąłem Villa do Bispo. Minąłem Pedralva, Carrapetaira, wiaterek, chmurki i gitara 🙂 Po 20 km jednak nogi i plecy zaczęły się buntować, to był znak, że czas na przerwe. Rozsiadłem się wygodnie, wyjąłem mały posiłek, przywitałem się z przechodzącą obok kobietą, która o dziwo po chwili wróciła z pomidorami, czosnkiem i czymś zielonym. Z pochodzenia Austriaczka, bardzo sympatyczna rozmówczyni. Ale trzeba było iść dalej. Niesamowite jak tu się pogoda zmienia. Po chwili dopadła mnie ulewa, tylko 15 min, ale buty do suszenia. Piękne kolorowe winogrona tak się do mnie uśmiechały, że nie mogłem sobie odmówić. Smak owoców prosto z krzaka – bezcenny. I po 33 km, 7 h wędrówki o 18 jestem w Aljezur. Dziś śpię u bombeiros voluntarios – strażaków ochotników, którzy chętnie goszczą pielgrzymów.

///

My fear of too much noise during night was unnecessary. In spite of the fact that there were six people in the room I slept well. Small breakfast, coffee and after 8 a.m. I left hostel. I went via Pentalaya, Carrapetaira. Gentle wind, little clouds – I feel good. But after 20 km I felt not so comfortable with my legs and back. It was time to make a break and a nice surprise for me when Austrian woman brought me some tomatoes, garlic and something green. Small talk and I had to go. Next “surprise” – heavy rain, only during 15 minutes, but now I have to dry my boots. My score today – 33 km, 7 hours of wander and at 6 p.m. I`m in Aljezur. Today I`m hosted by Volutary Fire Brigade.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.