Dzień 8 godz: 19:50
Vila Nova de Milfontes – Porto Covo [18,5 km]
Porto Covo – Sines [16,5 km autobusem]
Dotarłem wczoraj wieczorem do Sylvain, który mnie ugościł i wróciłem się do Natalii z Ukrainy, u której się stołowałem żeby dostać kolejną pieczątkę do mojego pielgrzymkowego paszportu – tzw. Credential. Później razem z Sylvain wyszliśmy na szybkie piwko ze znajomymi. Mocny sen i rano o 8.00 ruszyłem plażą do Porto Covo. Po 1,5 km stwierdziłem, że jednak moja stopa tego nie wytrzyma i wdrapałem się na wzgórze do drogi. Jak się okazało okrążyłem cypel i 3 km na darmo… a stopa jak bolała tak boli. Na powrocie kupiłem bagietki (bardzo dobre zresztą) i N390 do Brunheiras, potem na północ, aż pojawił się pieszy szlak prowadzący do Porto Covo. Cały dzień z uporczywym bólem – nic nie pomagało – częste odpoczynki, masaż, żel rozgrzewający, wszelkie kombinacje z wkładkami i wreszcie o 16.30 dotarłem do końca szlaku. Miasteczko z super klimatem, zjawiskowymi klifami i błękitną wodą. Jak dotąd mój numer 1, miejsce na podium i zdjęcie obok. Dzisiejszą metę wyznaczyłem sobie w Sines, żeby przenocować u wspomnianych już wcześniej Strażaków, ale tam pojechałem już autobusem. Dotarłem po 19, odetchnąłem, już czułem na sobie chłodny prysznic, prawie zdjąłem buty, chciałem zrzucić plecak – a tu niespodzianka – „u nas nie można nocować”. No cóż, co mnie jeszcze dzisiaj spotka tego sam nie wiem..
///
I came yesterday to Sylvain, who hosted me and I went one more time to the restaurants where I had a supper to take a stamp for my camino passport – Credential. Later together with Sylvain and his friend we drank a beer, 30 minutes and back home. I started my camino today at 8 a.m. going towards Porto Covo. Unfortunately my leg was still hurted me, what is more I chose longer way and but finally I came to Porto Covo. There is so fabulous place that it`s difficult to imagine. My number 1 (on the picture). I wanted to finish my way today in Sines, to stay at bombeiros voluntaries, but my feet didn`t let me go further so I took a bus and I breathed a sigh of relief when I saw their building. But – surprise – “you can`t sleep today here, go to santa casa”. Ok, but what is that? I went to santa casa, they didn`t know what I want, than I talked to the police, they let me go to bombeiros, but bombeiros didn`t understand me – I was confused. However, finally I could stay with fire brigade. Thanks for all Vera!
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.