Dzień 10 godz. 19:21
Foros da Quinta – Carvalhal [29 km]
Przed wyjściem Alex poczęstował mnie razowym chlebem z domowym dżemem – pożywne śniadanie przed dalszą wędrówką. Do Melides szło się całkiem dobrze. Rano wziąłem tabletkę, którą mi wczoraj lekarz przepisał i jakby było ciut lepiej. Ale później pojawiły się trudności – punkty odniesienia z mapy nie chciały się pojawić w rzeczywistości – miała być rzeka a tu tylko droga, pola i lasy. Nie wiedziałem ile do końca, upał dokuczał a woda szybko ubywała. Odetchnąłem z ulgą dopiero jak dotarłem do Penelopy, znaczy się do Pinheiro da Cruz. Wcześnie, blisko, noga boli ale da się iść. Chociaż po przerwie ciężko było ją na nowo rozruszać. Do strażaków w Carvalhal tylko 5 km, szybko dotarłem i nie pierwszy raz zadbali o to żeby było ciekawiej. Remiza zamknięta. Zresztą biorąc pod uwagę że mieścina ma dwie ulice na krzyż i nic się nie dzieje to właściwie nie powinienem się dziwić. Do następnej miejscowości za daleko żeby jeszcze dzisiaj dotrzeć, a poranki są mocno wilgotne i noc na dworze raczej mi się nie uśmiechała, także zacząłem szukać czegoś na mieście. Znalazłem pokój, szybkie zakupy i chyba dziś o 21 spanie żeby w miarę wcześnie dotrzeć jutro do Setubal i tamtejszych strażaków. Oby tym razem bez niespodzianek 🙂
A na zdjęciu wlot do Carvalhal i sklep staroci.
///
Before I started, Alex served me wholewheat bread with domestic jam – nutritious breakfast for a good day. The way to Melides wasn`t demanding. But hardly I passed the town some difficulties appeared. There was no river although on my map it was marked, I didn`t know how many kilometers left what is more it became sweltering and I was running out of water. Fortunately finally I came to Pinheiro da Cruz, I could fill up with liquids and only 5km to Bombeiros in Carvalhal left. But the fire station was locked. The next city was too far and I preferred not to sleep outdoors so I had to find a room in the city. I did the shopping and I am going sleep early today.
On the picture Carvalhal and a stall with old junks.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.