Dzień 29 godz. 21:38
Vila do Conde – Marinhas [27,5 km]
Umówiliśmy się wczoraj z Fiorenzo że ruszymy dzisiaj o 8, ale Eva wystartowała wcześniej, więc mogłem spokojnie wypić kawę. A nawet dwie 😉 O 7 obudziła mnie ulewa, ale jak wyszedłem już nie padało. Mam szczęście nie tylko do aury, ludzi, ale i do dobrych adresów. Z okien mojego pokoju miałem fantastyczny widok na ocean, a rano po minucie spaceru byłem już na szlaku. Nie mieliśmy za dużo czasu żeby porozmawiać, ale Eva to wulkan pozytywnej energii. Sama też była rowerem na Camino Frances i Camino Norte. W Povoa de Varzim zaczyna się ulewa, a że moja peleryna, której działanie wspomagam agrafkami przypomina teraz ser szwajcarski, to skręcam do miasta poszukać nowej. Niestety nic z tego, 30 minut szukania i poddałem się. W A Ver-o-Mar czeka na mnie Fiorenzo i dalej ruszamy razem. Po 1,5 h pytamy ludzi gdzie jesteśmy i kilka osób po kolei pokazuje nam kompletnie inną lokalizację. Zupełnie jak na południu. Nikt nie przejmuje się czasem czy odległościami. W pewnym momencie idąc za żółtymi znakami dochodzimy do campingu. Za daleko by się wracać więc przeszliśmy przez camping do plaży i obraliśmy kierunek – Apulia. Nagle przed nami pojawiła się rzeczka, Fiorenzo poszedł szukać mostu ale zrezygnowany wrócił po 5 minutach. No cóż dobrze że tylko jakieś 10 metrów szerokości, głęboki oddech i szybko biegiem na drugą stronę. Potem jeszcze jakieś 30 minut drogi i dłuższa przerwa. W międzyczasie raz pada, raz się przejaśnia. Ruszamy dalej i zaczyna się robić całkiem ciepło. Dochodzimy do Albergue w Marinhas, naszego dzisiejszego celu. Okazuje się, że w tym roku najwięcej gości było z Polski. Tak jak i ostatni pielgrzym – z Krakowa, jakieś 10 dni temu. Zdjęcie z godziny 17.30. Jest naprawdę ciepło. Jutro tylko 21 km. To jak poranny spacer po bułki 😀
///
We had an arranged meeting with Fiorenzo at 8 o`clock in the morning, but Eva left home earlier so I could take my time and drink a coffee, even two and stay a little longer. At 7 a.m. it was pouring hardly, but when I set off it cleared up. I`m lucky about not only a weather and people, but also about places where I`m staying. Today I had a fantastic view over the ocean and in the morning I was on Camino in just one minute. We had not much time to talk with Eva, but she is enormously lively and energetic. She was by bike on Camino Frances and Camino Norte. In Povoa de Varzim it started to rain again, and because of the fact that my raincoat is full of holes I turned to the city in order to look for a new one, but after 30 minutes I gave up. Fiorenzo is waiting for me in A Ver-o-Mar and now we are going together. After 1,5 hour we are asking some people where are we and each person tells us something different, completely like in South. Nobody cares about time or kilometers. Following Camino signs we get to the camping but it is too far to go back so we cross a camping and get to the beach. We went towards Apulia when suddenly appears a small river. We didn`t find a bridge, so fortunately it was not wide. Deep breath and run! Than 30 minutes walking more and longer break. In the meantime the weather is changeable – sun and rain, sun and rain. We move forward and the weather is improving. Finally we reached the Albergue in Marinhas – our destination for today. It turned out that the most pilgrims was from Poland here this year. Also the latest Pilgrim 10 days earlier – he was from Cracow. The picture has been made at 5.30 pm. It`s really warm. Tomorrow we have only 21 km. Piece of cake 😉
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.