Menu

Dzień 34 godz. 20:40

Baiona – Vigo [21 km]

Wieczór z Jose i jego przyjaciółmi szybko zamienił się w noc. Wcześniej byliśmy na górze, z której roztacza się widok na miasto i zatokę. Mgła i tylko 14 stopni. Jak w Polsce. Wieczór bez obowiązków, pranie zrobiła pralka a rano start ok. 11 i tylko 21 km . Super. Pierwsza żółtka strzałka po 8 km, z czego 7 pod górę… Ale za to kolejny słoneczny dzień. Coraz bardziej cieszę się tym słońcem. Niedługo odśnieżanie będzie przyjemnością. Przed rondem w Saians jakiś Hiszpan daje mi jeszcze ciepłą bagietkę. Ignoruje znaki i rozpoczyna się długie zejście do Vigo. Po 2 godzinach przerwy ruszam do centrum znaleźć miejsce gdzie wieczorem spotykam się z Rosy z CouchSurfingu. Dziś w Vigo szaleństwo futbolowe. Miasto pełne kibiców. Celta Vigo gra z Deportivo la Coruna – liga hiszpańska. Bary pełne, a ja w jednym z nich, w oczekiwaniu na Rosy.

///

The evening with Jose and his friends very fast came into the night. Before, we were on a hill, from which spreads a great view over the city and the bay. A fog and only14 degrees – like in Poland. The evening without any duties, a washing was done by a washing machine. In the morning the beginning at 11 and only 21 km. Excellent! The first yellow arrow after 8 km and almost all the time the way was going up. But it was next sunny day. I`m happy about the sun more and more. Soon I will have a chance to take a pleasure in clearing of the snow. In front of the circle road in Saians a Spanish gave me still warm baguette. I`m ignoring signs and following a long road entering Vigo. 2 hours break and I`m going to the city centre in order to find a place where I am to meet Rosy from CouchS in the evening. Today Vigo is crazy about football. The town is full of supporters. Celta Vigo plays with Deportivo la Coruna – Spanish league. Pubs are crowded and I am in one of them waiting for Rosy.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.