Dzień 9
Subotica – Gospodinci (100km)
Welcome to Serbia. Ruszamy tuż po 9.00. Wymieniamy euro na dinary, bo nie widomo jak tu działają płatności kartą i możemy jechać. Wszystko jest takie brudne po wczorajszej jeździe przez pola, że widząc myjnię od razu tam wjeżdżamy. Po umyciu rowerów łącznie z sakwami i drobnej regulacji ustawień możemy ruszać dalej. Nie da się ukryć, że jesteśmy w innym świecie. Na pierwszy rzut oka nasuwa się porównanie z Polską jakieś 12 – 15 lat temu. Tyle samochodów marki Zastawa czy Yugo co dziś nie widziałem nigdy w życiu. Nawet Fiat Punto to Zastawa, pewnie był przez chwilę produkowany na licencji Fiata. Co najmniej 40% aut która tutaj porusza się po drogach nie przeszła by już przeglądu technicznego w Polsce. Elewacje budynków są zniszczone, drogi też przypominają to, co mieliśmy w Polsce przed laty. Ludzie wspominają Jugosławię z sentymentem. Wtedy żyło się tu naprawdę dobrze. Wojna nie tylko wstrzymała rozwój regionu, lecz nawet go cofnęła.
Niemniej jednak ludzie są tutaj naprawdę bardzo otwarci i serdecznie. Pierwszy postój gdzieś pod sklepem i przerwa na posiłek. Przechodzień zatrzymuje się, rozmawiamy łamanym angielsko-serbsko-polskim. Pyta się nas czy znamy smak Lwa. Zgodnie z prawda mówię że nie i już za chwilę delektujemy się zimnym piwem marki Lew 🙂
Komunikacja jest bardzo łatwa zwłaszcza jak się miało chociaż trochę konta
ktu z rosyjskim. Po 19.00 jesteśmy na miejscu i na mieście spotykamy Ljubomira, który już nas wypatrywał. Za chwilę jesteśmy u jego brata w barze, gdzie czeka na nas cała rodzina. Mama przygotowała przepyszny gulasz i grillowaną paprykę. Mimo iż jedliśmy 2 godziny wcześniej nie sposób było się oprzeć. Ljuba rozwiązuje wszystkie nasze problemy. Mam scentrowane kołon- nie ma sprawy, już je wyprostuję. Jaka trasa na jutro. Ljuba pokazuje mi stronę ridewithgps .com, gdzie można sobie wszystko pięknie zaplanować i widać przewyższenia. Co więcej, można to zapisać i wgrać na garmina. Jak? Nie ma sprawy Ljuba już wgrywa. Witek mówi, zapytaj go czy jest tu jakaś woda. Zanim zapytam Ljuba wyciąga dwie butelki mineralnej. To się nazywa gospodarz 🙂 Rozmawiamy o jego czerwcowej wyprawie przez Europę – też 4000km, podpytuję o rożne rzeczy związane z wyprawami rowerowymi i już po 23. Trzeba iść spać bo rano trzeba wstać.
/
Welcome to Serbia. In the morning we start just after 9 a.m. We change euro for local currency and we can go. Everything is so dirty after yesterday`s ride across fields, that when we saw a car wash we went there immediately. After cleaning our bikes together even with travelling bags and small adjustments of the equipment, we are ready to push off. I have to admit that we are in other world. At first glance I could compare it with a Poland 12-15 years ago. I have never seen so many Zastava and Yugo cars before. At least 40% cars riding here on streets, in Poland wouldn`t be admitted to be used. Elevations of the buildings are ruined and roads remind me ours that we had some years ago. People mention Jugoslavia sentimentally. One lived in those days really well. A war not only stopped a development but even caused its collapse.
But people are here absolutely friendly. We made a first break near a shop to eat something an one man asked in English-Serbian-Polish language if we knew a taste of “lew”. Truthful we said that no, so after few minutes we savour a cold beer Lew 🙂
Communication is very simple, especially if you know a little Russian. After 7 p.m. we are on our destination for today and in the city we meet Ljubomir, who was looking for us. Then we are in his brother`s bar where all their family is waiting for us. Their mum prepared a delicious goulash and roasted pepper. Though we ate 2 hours ago we couldn`t resist to try it. Ljuba solved all of our problems. Me wheel needs to be repaired – don`t worry, I`ll do it. Which way for tomorrow? Ljuba is showing us ridewithgps.com, where you can plan everything and you see even a topography. What is more you can save it and move into Garmin. How? Don`t worry, Ljuba has just done it. Witek is asking about a water, but before he asked Ljuba had already brought 2 bottles. What a perfect host J We are talking about his expedition from July across Europe – also 4 000 km, I`m asking him about many things connected with cycle trips and it is after 23. Time to bed, as we have to wake up early.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.