Dzień 25
Manavgat – Alanya (78,5km)
Kolejny piękny poranek w Turcji. Od dwóch dni zastanawiam się na tym, czy powinienem coś zrobić z moim przednim kołem, które lekko się zdeformowało gdy ostatnio ktoś przede mną ostro zahamował, a ja nie zdążyłem wypiąć się z pedałów i zaliczyłem glebę. Zauważam serwis rowerowy i już bez chwili namysłu wstępuję. Koło jak nowe można ruszać na poszukiwanie zabytków. Idąc za radą Nihan, decyduję wrócić się kilka km do Side (http://pl.wikipedia.org/wiki/Side). Nie żeby nie było fajnie, ale wszędzie dookoła pełna komercja nastawiona na wyciśnięcie kasy z turystów. Patrząc na stare land rovery pełne zadowolonych turystów którzy zwiedzają Turcję, aż jestem zażenowany. Zwłaszcza że 8 lat temu siedziałem jako pasażer w takim land roverze i też byłem strasznie podekscytowany…
Po 3 godzinach nadciąga burza. Wydaje się, że spektakl zaraz się zacznie, więc zatrzymuje się w barze. Pisze relację, obrabiam zdjęcia, jem śniadanie i nie spadła żadna kropla. Nie ma na co czekać, dookoła ciemno, a kilometrów nie ubywa. Ruszam. Po godzinie zaczyna padać, myślę że to będzie potężne uderzenie, więc znów chronię się w barze. Kolejne pół godziny i nic. Trudno. Zostało 45km. Najwyżej zmoknę. Nic się jednak nie dzieje. Tylko zakładam ubrania i po 20 minutach zdejmuje. Przed 16.00 jestem w Alanya i punktualnie o 16.00 na miejsce spotkania dociera mój gospodarz Fatih.
Ciekawostka z życia codziennego. W końcu trafiłem na coś co jest tańsze w Turcji w porównaniu do Polski. Papierosy. Paczka Cameli 2,5 dolara.
Okazuje się że muszę znów przeorganizować plany. 2 listopada miałem prom na Cypr, jeszcze tydzień temu był w rozkładzie. Dziś jest tylko 31.10 albo 3.11. Patrząc na pogodę wybieram 31. Oznacza to dwa dni intensywnego pedałowania, być może w deszczu, jakieś 130km dziennie i ponad 1800m przewyższeń. Tego jeszcze nie przerabiałem. Aha. Prom dopływa o 3 nad ranem, więc trzeba będzie improwizować
/
A next beautiful morning in Turkey. For two last days I`m thinking if I should do something with my front wheel, which is a little deformed since I had a small accident. Now I see a bike service so without any hesitation I`m going there and after a while, it is like a new one, so I can begin visiting tourists attractions. According to the Nihan`s advice, I`m deciding to go few kilometers back to Side (http://pl.wikipedia.org/wiki/Side). It was not bad, but everywhere a full commercialism and people always wanted more money from tourists.
After 3 hours is coming a storm. It looks not so good, so I`m staying in a bar. I`m writing a report, working on photos, eating a breakfast and no one drop has fallen. There is no point in sitting here. Around me is dark, but there are still the same amount of kilometers to cover. I`m going. After an hour it starts raining and it looks again horrible, so I`m going again to a bar. Next half hour passed and there is no rain. Ok, I have 45 km, wet or dry but I have to move. But nothing happens I just get dressed and after 20 minutes undress clothes. Before 16 I`m in Alanya and punctually at 16 came my host – Fatih.
One interesting fact from everyday life. Finally I found something cheaper in Turkey than in Poland. Cigarettes. A pack of Camells – 2,5 dollars.
It turned out that I have to change my plans. On the 2nd of November I were to go by ferry to Cyprus. A week before I checked it on a schedule. Today the ferry goes only on 31st of October or 3rd of November. Taking the weather into consideration I choose 31st. That means two days of hard and long way, maybe during rain, about 130 km per day and 1800 m of acclivity. That will be a new challenge. Oh, and a ferry comes at 3 a.m. at night so I will have to improvise.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.