Dzień 14: Lagoa de Santo Andre – Carvalhal
Pyszna kolacja, prysznic i wygodne łóżko znowu nas zregenerowały. Start przed 7 żeby jak najwięcej skorzystać z porannego chłodu. Luis nas pożegnał razem z jego 4 pieskami i w drogę. Jeden pupilek też zechciał na spacer więc wiernie nam towarzyszył. Po kilometrze zaczęliśmy wyganiać go z powrotem do domu, po dwóch widać bylo że ani mysli o powrocie. Po trzech zaczęliśmy podejrzewać go o myśli samobójcze, kiedy na drodze szybkiego ruchu chciał się przywitać z każdym nadjeżdżającym wprost na niego samochodem. Polskich komend najwidoczniej nie rozumiał. Luis wyłączył telefon i poszedł spać, więc dręczyły nas już myśli o przejechanym, bądź rozszarpanym przez dzikie psy pupilku naszego gospodarza. Po około 4 kilometrach weszliśmy na jeszcze bardziej ruchliwą drogę więc skoro nie chciał wracać, musiał już iść z nami. Z mojej chusty zrobiliśmy mu smycz, więc przynajmniej zniknęła wizja psiej plamy na asfalcie. Przed wejściem do miasteczka Melides podjechał swoją terenówką Luis, zabrał na szczęście psiaka a my mogliśmy ze spokojem pójść na kawkę. Do godziny 12 kilometry szybko leciały, udało się zrobić ich ponad 18. Później pogoda i muchy były coraz bardziej uciążliwe i kolejne 10 km odliczaliśmy z nieskrywaną niecierpliwością. Wreszcie Carvalhal, chcemy uzupełnić zapasy, ale wszystkie sklepy zamknięte. Liczymy że to tylko przerwa obiadowa, zamawiamy piwko i czekamy.
Wczoraj Louis zdradził nam tajemnicę typowo męskich posiedzeń w barach, które to dawały nam do myślenia odnośnie tego co w tym czasie robią kobiety. Otóż kobiety mają dbać o dom i wychowywać dzieci, a do baru im nie wolno iść, a juz na pewno nie samej, wtedy będzie postrzegana jak, delikatnie mówiąc kobieta lekkich obyczajów. Dodatkowo jeśli zostanie wdową, do końca życia ma już zostać sama i nosić żałobę. To co prawda mentalność ludzi z małych wiosek, w większych miasteczkach funkcjonuje już bardziej nowoczesne podejście do tych spraw, niemniej jednak wiele wsi ma bardzo konserwatywne poglądy.
Jeden sklep ma przerwę urlopową, inny po godzinie dalej zamknięty, pewnie przez to że dziś niedziela. W jednym barze udaje nam sie zdobyć pieczywo, w innym kupujemy wodę i idziemy dalej. Na końcu ulicy co widzimy? Sklepik. Mały ale niedrogi i bogato wyposażony. Zmęczenie zrobiło swoje że go nie zauważyliśmy wcześniej. Na pocieszenie dziś próbujemy Sangrii; 1,5 litra kosztuje mniej niż biedronkowa Sangrinita – 1,58 euro, jest mniej słodka, lepsza na upały i słabsza, tylko 7%. Przeszliśmy już 30 km ale że pora jest wczesna idziemy dalej, wzdłuż pól, na których aż się roi od bocianów, a maszyny rolnicze, mimo że to już niedziela wieczór ostro walczą. W pewnym momencie słyszymy szum oceanu, wiec Paweł postanawia sprawdzić jak z dojściem do wody i miejscem na nocleg. Wraca jednak cały poharatany przez kolczaste krzaki. Nic z tego, idziemy dalej. Za miasteczkiem Torre znajdujemy wreszcie miejscówkę na biwak, gdyby nie komary można byłoby posiedzieć na zewnątrz, bo piękny zachód a później pełnia księżyca były ujmujące, ale w popłochu trzeba było uciekać do namiotu przed inwazją insektów.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.