Dzień 27 : Arcos Aqueda Aveiro 25 km
W nocy deszcz barabanił kilka razy w ściany namiotu, ale tylko po to żeby nas obudzić. Ostatnia pobudka o 5 rano. Tak więc pytanie czy spać do 6 zgodnie z planem, czy korzystając z tego że nie pada zwijać oboz. Wybralismy opcje drugą i tak już 5.30 byliśmy w drodze. Po wyjściu okazało się że spaliśmy koło cmentarza. Śniadanie zjedliśmy jeszcze po ciemku i korzystając z pogody maszerowaliśmy szybko dalej. Po 9 weszliśmy do Aquedy i gdy rozlokowaliśmy się w barze lunęło. Chcielismy pochodzić trochę po mieście, ale deszcz nas skutecznie zniechęcił. Dziś lekko zbaczamy z trasy. Chwila odpoczynku i zwiedzanie portugalslkiej Wenecji. Idziemy więc na dworzec kolejowy i po drodze widzimy znak rozpoznawczy AQUEDY – ulice z zawieszonymi nad nią dziesiątkami parasoli, które co roku są w innym kolorze. Polecam googlnac. W słońcu wygląda super. W deszczu to po prostu parasole nad ulicą. Na dworcu spotykamy znajomą parę Amerykanów. Jadą do Porto, tam przeczekają deszcz i ruszą dalej. Korzystając z okazji pytam Jamesa czy służył w wojsku (tak wyglądał), co okazuje się wstępem do niesamowitej i bardzo inspirującej rozmowy. Tak był w wojsku. Dokładnie w siłach specjalnych. W 67 r. spędził rok w czasie wojny w Wietnamie, mając wtedy 21 lat. Czy był tam z wyboru? Żeby przetrwać obóz szkoleniowy, a potem służbę, musisz byc ochotnikiem. Musisz naprawdę chcieć, musisz byc ochotnikiem. Tak jak on. Gdybyś tego nie chciał, nie dałbyś rady. To wszystko jest sposobem myślenia i stanem umysłu. Yes we can – słynne słowa Baraka Obamy to naprawdę sposób w jaki powinniśmy iść przez życie. Oczywiście w Wietnamie miał szczescie, 3 czy 4 razy granat wybuchł tam gdzie stał 10 sekund wcześniej, ale poza tym to sposób myślenia determinuje to co jesteś w stanie osiągnąć. Bardzo mnie naładowało to spotkanie. W Aveiro pogoda pozytywnie zaskoczyla. Po samym mieście chodząc w te i z powrotem przeszliśmy 10 km. Wenecja to do końca jednak nie była. Były kanały, po których pływało mnóstwo łodzi motorowych z turystami, stylizowanych na gondole, ale miasteczko może się podobać. Znane jest z tego, że jest tu mnóstwo budynków, których elewacje wykładane są kolorowymi kafelkami. Zjedliśmy ovos molas (rarytas wielki którym okazało się sie żółtko z cukrem w wafelku w ksztalcie owoców morza), tripas (długo tłumaczyć), a przed 21 odebrała nas Gina, czyli mój gospodarz z couchsurfingu sprzed 3 lat. Do północy czas szybko zleciał, ale skoro rano trzeba wstać, to trzeba szybko isc spać.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.