Dzień 28: Águeda – Oliveira de Azeméis 31 km
Od rana już zapakowani jesteśmy w przeciwdeszczowe ubrania. Niestety prognoza pogody się sprawdziła i całe niebo zasnute jest chmurami. Upalna, prawie ze pustynna Portugalia, zmieniła się w blotnistą i mokrą krainę. Po przeprawie przez las, po kostki jesteśmy w błocie. To nic, późniejsza ulewa wszystko zmyje 🙂 Moja peleryna, którą dostałam od rodziców sprawdza się znakomicie, razem z przeciwdeszczowymi spodniami daje dobrą ochronę przed zmoknięciem czegokolwiek. Paweł z racji cięższego bagażu zrezygnował z peleryny, ma spodnie i kurtkę przeciwdeszczową, ale niestety to rozwiązanie nie okazało się do końca najlepsze, plecak trochę przemókł i część rzeczy zwilgotniała. Paweł wspomina jak poprzednim razem na dzisiejszym odcinku jadł świetny obiad, tylko za 5,5 euro. Za tą cenę dostał obfity posiłek, karafke wina, kawę i ciasto. Przewodnik też o tym wspomina. Sprawdzamy na mapie gdzie będzie ta uczta i miejscowość Bemposta, staje się naszym głównym dzisiejszym celem. Droga w deszczu raczej się dłużyła, dlatego wioski, które oferują raz figi, raz pyszne jabłuszka, później winogronko i kaki (zagadkę nieznanego nam owocu przypominającego na pierwszy rzut oka pomidor, rozwiązała moja Mama – dzięki) stają sie główną atrakcją. Wreszcie zbliżamy się do naszego baru i … zamknięte…nie zdążyłam się załapać. Co zrobić, korzystając z okna pogodowego robimy piknik na miejscowym ryneczku: bułki, masełko, ser, szynka i woda. Też nie narzekamy. Kończymy i oczywiście zaczyna padać, więc czas na nas. Około godziny 16 docieramy na dzisiejszą metę, szczerze mamy nadzieje że tym razem nocleg u bombeiros wypali, bo raz że pogoda nie sprzyja biwakowaniu, to dwa ze jeszcze nie mieliśmy okazji wysuszyć namiotu po ostatnim deszczu. Na szczęście tym razem wszystko gra. Płacimy tylko po 5 euro od osoby i jeden ze strażaków zawozi nas na nocleg. Mała salka żeby nie użyć słowa norka. Na dole są trzy łóżka, razem z nami jest Francuzka, podejrzewam że grubo po 60, niestety nie mówi po angielsku, ale język migowy wystarczy do tego, żeby przekazać nam że idzie już 41 dni z Francji. Kilka dni temu przewróciła się i porysowała mocno jeden okular, ale widać że nie zepsuło jej to pozytywnego nastawienia. Jest dosyć ciemno i niestety ciasno, więc mamy kiepskie perspektywy na wysuszenie dzisiejszych rzeczy i jeszcze wczorajszego prania. Ale za to od godziny 17 już odpoczynek, pogoda nie sprzyja chodzeniu po mieście, także poza siedzibą strażaków w zasadzie nic więcej nie zwiedzamy.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.