Menu

Dzień 33: Vila do Conde – Marinhas

Ruszamy jeszcze w ciemnościach. Po kilku minutach trzeba zrzucić jedną warstwę ubrań. Dopiero po 7 a już jest 18 stopni. Według prognoz od jutra ma padać, więc chcemy jak najdłużej cieszyć się tym ostatnim dniem lata. Dość długo idziemy pomostem, po lewej ocean po prawej wydmy na przemian z zabudowaniami. Poranek mimo że ciepły, to jednak pochmurny. Jak będzie wyglądał ten dzień. Przed 12 już wiadomo. Chmury gdzieś zniknęły, zostało tylko palące słońce. Grzechem byłoby się nie zatrzymać i nie wykąpać w oceanie. W cieniu jest 26 stopni. Mamy wrażenie że woda jest cieplejsza niż na południu, a z pewnością jest cieplejsza niż w Bałtyku w wakacje :). Po dłuższym odpoczynku ruszamy dalej. Cały czas brzegiem oceanu. Jest magicznie. Przed Esposende mamy przekroczyć rzekę, więc odbijamy w głąb lądu, a potem mimo iż jest krótsza droga do albergue, ponownie zmierzamy na plażę. W Esposende idzimy do bombeiros, a że jest naprawdę ładny wieczór pytamy o nocleg. Odsyłają nas do albergue, więc robimy zakupy i za chwilę jemy kolacje na plaży. Po zachodzie docieramy do albergue, gdzie spotykamy parę Hiszpanów, dla których podobnie jak dla wszystkich innych spotkanych po drodze wędrowców, nie jest to pierwsze Camino. Wieczór bardzo niespieszny. Jutro ma padać więc raczej się zrywać nie będziemy.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.