Dzień 38: Rodondela – Briallos 37 km
Mimo tłoku w albergue na wieloosobowej sali, jak tylko grupa narwanych Francuzów się uspokoiła, nocka była całkiem przyjemna, bez chrapania i hałasów. Rano po 7 pobudka, śniadanie w jadalni- zupka chińska i kanapki. Po godzinie 8, jeszcze po ciemku w drogę. Nie ma termometru, ale podejrzewamy że jest nie wiecej jak 8 stopni, już po wyjściu mijamy pierwszych pielgrzymów. Po 7 km marszu o rześkim poranku, pierwsze miasteczko Arcade, czyli czas się rozgrzać kawą. Po Portugalii miłe zaskoczenie. Wreszcie dostajemy bez proszenia się, kawę w duuużych szklankach. Do tego w prezencie, pani przynosi nam po kieliszku soku pomaranczowego i po 4 mini drożdżówki. Za wszystko 2,30 euro. Inni pielgrzymi też mieli nosa, bo kawiarenka wypełnia się caminowcami. Dziś jak nigdy do tej pory, jest nas wielu. I tak do Pondevedry, gdzie pewnie większość została. My uzależnialiśmy dalszą wędrówkę od zdrowia, a że nie bylo tak źle, żal było pięknej pogody, także złapaliśmy solidnego hamburgera, zrobiliśmy zakupy i z 20 km za Pondevedra zaczęliśmy kolejny etap. Wzmianki o albergue w naszym przewodniku są, za to gps nie zna tych miejsc, także ile będzie km tego do końca nie wiemy. Jest ładnie, słonecznie i nie za gorąco, po drodze szumiące strumyki i leśne ścieżki niczym u nas w Karkonoszach 🙂 dochodzimy do odbicia ze szlaku prowadzącego do albergue w Barro. Mieliśmy tu spać, ale słońce jeszcze całkiem wysoko, choć jest ok 18. W przewodniku mówią że brak kuchni, a nasz kartusz jest na wyczerpaniu, a ciepłą zupkę i herbatę z chęcią by się wypiło. Czyli że idziemy dalej. Tak jak poprzednie albergue po drodze się reklamowało i reklamuje się w miejscowości położonej za 10 km, tak o naszym potencjalnym celu nie ma wzmianki. Przewodnik czasem ma niestety przestarzałe informacje, więc powoli nastawiamy się na jeszcze dłuższą wędrówkę, choć za nami już 35 km. Jeszcze się załapujemy na niezebrane, ale już bardzo dojrzałe i niesamowicie słodkie winogrona, bierzemy po dużej kiści i wypatrujemy albergue. I jest ślad, złamana tabliczka leżąca w polu, informujaca że do naszego noclegu już tylko 1 km. Jesteśmy pod drzwiami, Paweł dzwoni na nr podany na drzwiach, dostajemy wskazówkę gdzie jest klucz i prosze bardzo, całe albergue dla nas. Kuchnia, sypialnia, łazienki. Po godzince właścicielka wpadła tylko dopełnić formalności, skasować po 6 euro i dziś już kameralny odpoczynek 🙂
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.