11 październik – w drodze do Chorwacji.
Wyruszyliśmy wczoraj o 22.30. Plan był prosty. Przejeżdżamy 1100km w 12 godzin i przed 12 ruszamy na najwyższy szczyt Chorwacji – Dinare. W Czechach jeden wielki remont i ograniczenia prędkości, w Austrii prawie godzina opóźnienia (w całym Freistadt nie ma otwartej stacji benzynowej, gdzie można kupić winietę na autostradę, więc po wizycie na policji dostajemy namiary na otwarta stacje w następnym mieście) oraz opady deszczu prawie przez cały kraj, wskazują że plan trzeba będzie zmodyfikować. Po weekendowe zmęczenie też robi swoje, tak więc już po przekroczeniu granicy przekładamy trekking na jutro. Jadąc do Knina prawie zwiedzamy kompleks jaskiń wpisany na listę Unesco ( prawie bo nie czekamy na następną grupę 2h), docieramy do malowniczych źródeł rzeki Una i po dokonaniu niezbędnych zakupów (piwo :)) mijamy Guge i zaczynamy podjazd po górę. Jedziemy na pierwszym, sporadycznie drugim biegu (dziury i momentami bardzo stromy podjazd robią swoje) i rozglądamy się za miejscem na rozbicie namiotu. Gdyby nie informacje proszę nie zbaczać ze szlaku (miny z ostatniej wojny) nie byłby to żaden problem. W końcu mimo małego dyskomfortu rozbijamy się na polanie z widokiem na przepiękną górską panoramę. 7 stopni plus wiatr nie zachęcają do pikniku na zewnątrz, więc zachód słońca podziwiamy siedząc w aucie, po czym już o 19.30 lądujemy w namiocie.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.