19 październik – Kruja „prawie jak Kraków”.
Mimo wczoraj zapowiadanej deszczowej prognozy, wita nas słoneczny poranek. Ruszamy na kolejna wędrówkę po Szkodrze. Świat dookoła trochę przypomina Polskę sprzed dwudziestu lat. Uliczki pełne malych sklepikòw, w ktòrych handlowało się wszystkim. Wszystkim tym, co teraz kupujemy w galeriach. Małe piekarnie, cukiernie, sklepy chemiczne, z artykułami samochodowymi, rolniczymi, dywanami. Oprócz tego sektor usługowy: fryzjerzy, serwisy komputerowe, rtv, zakłady szewskie (zakład to słowo trochę na wyrost, po prostu pomieszczenie kilka metrów kwadratowych i szewc 🙂 ) oraz obowiązkowo mnóstwo barów i kawiarenek. Wszystko to pełne relacji międzyludzkich: rozmów, dyskusji, żywej gestykulacji. Wszystko to, na co w Polsce już nie ma czasu. Chociaż tutaj też powoli dociera smartfoholizm. Jeszcze tylko spojrzenie na panoramę z zamkowego wzgorza i jedziemy dalej. Wjeżdżamy na albańska autostradę. Pierwsze wrażenie jest zupełnie normalne. Zakaz autostopu, ruchu rowerow i ciągnikow, ale już po chwili widzimy sprzedawcę ryb na poboczu, zaparkowame auta, czy BMW jadace pod prąd pasem awaryjnym. Albania. Troche pada wiec jedziemy do miasta Kruja. Na miejscu już leje, wiec szybko lapiemy nocleg. Przypadkiem to idealna lokalizacja, na wzgorzu zamkowym z ktorego rozciaga sie panorama na miasto i na położoną niedaleko stolicę Albanii, Tiranę. Autor przewodnika o Albanii pisze o miescie iż niektorzy uwazaja je za podobne do Krakowa i w ogólnie rzecz ujmując cudowne. Owszem jest tutaj jedna mala klimatyczna uliczka pelna pamiatek, mozna zobaczyc jak sie robi recznie dywany i na miejscu je kupic, ale z Krakowem to ma wspólną tylko pierwszą literę w nazwie. Ciekawostką sprawdzoną juz w kolejnym miescie jest to, ze piwo w barze moze byc tansze niz piwo w sklepie. Tutaj kosztowalo az 3,10 zł 🙂 a w sklepie za piwo butelkowe placimy od 3,50 zł wzwyż.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.