4 listopad – Sarajewo
Juz od 5 rano wyglądałam przez okno, żeby sprawdzać pogodę. Nie chcielibyśmy tu tkwić dłużej. Nie pada, gęsta mgła, śnieg się utrzymuje. Po 7 sytuacja podobna, ale wydaje się że temperatura jest na plusie. Postanawiamy ruszać w kierunku Sarajewa, jednak w planie mamy wymianę chociaż 2 opon na zimowe. Jakby nie było, w okolicy Szklarskiej też juz od jakiegos czasu zimowa aura. Nocleg mieliśmy na około 450 m n.p.m. Powoli i ostrożnie jedziemy do przodu. Ku naszym obawom coraz wyżej i wyżej. Ośnieżone pobocza zamieniają się powoli w bajkowe śnieżne pejzaże, jak z widokówki, wyszło akurat słońce, błękit nieba i czyściutki, biały śnieg oblepiający wszystko dookoła wygląda fascynująca, taką zimę lubimy…ale jeszcze nie teraz. Teraz liczyliśmy na to że zimy rano już nie będzie, a dotarliśmy na wysokość 1050 m n.p.m. do kwintesencji zimy. Tu na szczęście zaczęliśmy spadać, a wraz ze spadkiem wysokości, zima zaczęła odchodzić. Z Bożą pomocą udało się. Na wjeździe do Sarajewa zauważyliśmy punkt wymiany opon, godzinka czekania, 150 ich marek zamiennych, czyli jakieś 330 zł i już zima nam nie straszna. Słońce niestety pojawiło się tylko na chwilę, w stolicy jest już pochmurno, szaro, zimno strasznie. Mimo to miasto elektryzuje, niezwykle klimatyczny bazar, choć oferujący towary mało przydatne i stos tandetnych pamiątek, to tym razem urządzony jest z poczuciem gustu i smaku. Obok słynny meczet, dom przechodni i ratusz. Trafiamy na plakat muzeum dotyczącego wojny z lat ’90. Bez zastanowienia wchodzimy, na szczęście ekspozycja i filmy są tłumaczone na angielski. To muzeum zostanie w naszej pamięci na długo. Zdjęcia i sceny pokazane na filmie nie są do opisywania na tej stronie. Byliśmy wstrząśnięci, a po wyjściu mieliśmy juz zupełnie inne spojrzenie na Sarajewo i jego mieszkańców. Zastanawiamy się jak ocalali ludzie potrafia dalej normalnie żyć. A być może wcale nie potrafią? Nawet osoby w naszym wieku to wszystko pamiętają, większość z nich straciło kogoś z rodziny, niektórzy wszystkich swoich bliskich, domy, poczucie bezpieczeństwa. Wojna była koszmarem, nie miała względu na wiek, zginęło mnóstwo dzieci, ludzi mlodych i starszych. Z tragicznymi zdjęciami zapisanymi w naszych głowach wróciliśmy z powrotem na ulice miasta. Tu też niedługo trzeba szukać pozostałości po ostrzeliwaniach, wiele budynkow jest podziurawionych przez kule. Dziś już dużo więcej nie zobaczyny, ale postanawiamy tu kiedyś wrócić. Po 16 wsiadamy do auta i kierujemy sie do granicy z Chorwacją. Myśleliśmy że pójdzie szybciej, ale wjazd do UE zajął nam prawie 2 godziny, także bookujemy pokój w Chorwackim Dakovie 60 km za granicą i przed 21 jesteśmy na miejscu.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.