GR 131
W poniedziałek rano schodzimy z promu i od razu jesteśmy na szlaku. Do przejścia 71 km. Gdyby nie przeziębienie Izy, byłaby to bardzo sympatyczna przechadzka. Szlak prowadzi przez całą wyspę, z miejscowości Orzola do Playa Blanca. Na początku bardzo dobrze oznakowany, dosłownie każda zmiana kierunku jest oznaczona. W połowie drogi zmienia się to jednak do tego stopnia, że w kluczowych momentach bez posiłkowania się aplikacją Maps me, łatwo zeszlibyśmy ze szlaku. Na pewno nie można mówić o zagubieniu się, jeżeli przez większość czasu widzisz ocean po lewej bądź po prawej stronie, ale jeżeli trasy, które mają kilkaset km mogą być dobrze oznaczone, to po tak krótkim odcinku oczekiwałem czegoś więcej.
Ciężko przejść ten szlak legalnie. Nie można biwakować, a jednak mimo że wyspę odwiedza ponad 2 mln, turystów rocznie, nie łatwo jest znaleźć nocleg na szlaku lub w jego pobliżu. Dzwoniliśmy w ponad 20 miejsc. Nieczynne, wszystko zajęte albo minimum tygodniowy pobyt i mówimy tu o cenie 50 czy 80 euro za pokój. Na nocleg do 40 euro nie ma szans, myślę więc, że nie jest to do końca prawdziwy szlak.
Ciężko też jest znaleźć miejsce z dala od ludzkich oczu, co zmusza do rozbijania namiotu tuż przed zmrokiem.
Ładne widoki, wulkany, ocean, wyspy, bajecznie białe domy, wszystko zadbane, zero kiczu. Trasa prowadzi nas przez tereny uprawne, gdzie widać, że każdy kawałek ziemi, na której uprawiane są warzywa, słodkie ziemniaki, kaktusy, został dosłownie siłą wyrwany spod zastygłej lawy. Przed miejscowością Uga, która znana jest z tego, że można wybrać się z niej na wielbładach na wycieczkę do Parku Timanfaya, szlak przebiega przez specyficzne dla tego terenu winnice. Ze względu na wiejące wiatry, każdy krzak winny jest zasadzony w przygotowanym zagłębieniu i zabezpieczony dodatkowo półkolistym murkiem z kamieni. Trudno sobie wyobrazić ogrom pracy pootrzebnej w trakcie sezonu, który kończy się zbiorem.
Po 3,5 dniach docieramy do Playa Blanca.
W Arrecife rezerwujemy pokój za symboliczne, jak na tutejsze warunki, 150 zł i po spacerze po nadmorskim deptaku i 40 minutach w autobusie jesteśmy w hotelu.
Dobrze będzie zrobić pranie przed kolejną wędrówką, przejść się bez plecaków po mieście czy po prostu chwilę odpocząć:).
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.