Menu

Dzień 16 Sedilo – Sorgono (39,5 km)

Mając na uwadze upał i długi dystans ze sporymi wzniesieniami, wstajemy wyjątkowo już przed 6. Jeszcze po ciemku docieramy do rzeki, szlak GPS-u wiedzie prosto przez nią, ale nie widać tu żadnego mostu ani kładki, tylko taflę wody. Bez dobrej widoczności jakoś niespecjalnie to wygląda. Obok biegnie most autostradowy więc bez dłuższego zastanawiania się, wdrapujemy się na skarpę i szybkim krokiem ruszamy drogą szybszego ruchu. Czołówki w takich sytuacjach są bezcenne. Za mostem zbiegamy z nasypu i wracamy na ścieżkę, która wiedzie przez spokojne tereny, a po pewnym czasie zaczynamy iść lekko pod górę. W pewnym momencie dróżka robi się węższa, dość mocno zarośnięta, a po 300 metrach każdy krok stanowi nowe wyzwanie. Z drzew zwisają kolczaste liany, w pewnym momencie tak się zakleszczyłam, że Paweł musiał mnie odplątać. W myślach i nie tylko, dawałam wyraz swojej złości na osobę, która wytyczyła tędy szlak. Trasa trasą, ale mamy dosyć. Postanawiamy zawrócić i poszukać innej drogi, pewnie samochodowej. Wydostajemy się z dzikich bluszczy, schodzimy, mijamy żółte strzałki camino, ale jeszcze trochę niżej na naszej drodze jest duży żółty znak X, co w języku camino znaczy nie idź tędy. Rzeczywiście śpiąca królewna, czyli ja, Iza zamiast dokładniej śledzić GPS, zasugerowałam się widocznie już nieaktualnymi znakami, nie zauważając najważniejszego. Zwracając honor autorowi szlaku pokornie znajdujemy prawidłową drogę i dalej jedyną już trudnością tego dnia pozostaje duża wysokość do pokonania. W ciągu całego dnia zrobiliśmy ponad 1200 m przewyższenia. Czuć w nogach i kręgosłupie. Po południu z wielką przyjemnością wędrujemy przez sardyński las. Cisza i przepiękne krajobrazy, pierwszy raz od dawna nie słychać charakterystycznego odgłosu dzwonków i dzwoneczków zwiastujących owce. Wychodząc z lasu, widzimy jedynie przebiegające przez drogę sarny. Miła odmiana.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.