Dzień 19: Alhandra – Azambuja 22 km
Wczoraj Paweł już leżał gotowy do spania, ja właśnie myłam zęby jak jeden ze strażaków przyprowadził na nocleg jeszcze jednego pielgrzyma, jak się szybko okazało Polkę z Gdańska 🙂 Świat jest mały, a Polaków na Camino jak widać sporo 🙂 wschód słońca znowu podziwialiśmy idąc wzdłuż rzeki, aż do Vila Franca de Xira. Piękny krajobraz, rześki poranek, a wcześniej długi sen, aż chce się iść. Później niestety wkraczamy w sferę przemysłową, idziemy ulicami, a dookoła fabryki, budynki przemysłowe, kominy, urok prysł. Przerwa na dworcu kolejowym, od czasu do czasu myśli zagłuszył przejeżdżający pociąg. Dalej jest jeszcze gorzej – droga szybkiego ruchu, sporo tirów, głośno, idziemy długo więc nawet odpoczywamy gdzieś na poboczu. Warunków na odpoczynek najlepszych dziś nie było, więc tylko krótkie regeneracyjne przerwy. Paweł dalej z problemami żołądkowymi prawie nic nie może jeść, szczęście że jeszcze, choć nie wiadomo skąd ma siły, pewnie z Góry 🙂 W Azambuja jesteśmy już przed 14. Zatrzymujemy się na zakupy w Aldim i spotykamy naszą wczorajszą noclegową kompankę. Dziś też nocleg u bombeiros, po drodze do remizy wstępujemy do baru skorzystać z wi fi. U bombeiros dostajemy mapę i klucz, a zabierają nam pod zastaw nasze paszporty pielgrzyma. Mamy iść do Santa Casa, otworzyć sobie, przespać się a z rana zwrócić klucz. Super, nie ma problemu. Po chwili odnajdujemy wskazany adres i zaczynamy rytuał wieczorny- prysznic, pranie, jedzenie i odpoczynek. Mamy dużo czasu, więc i miasteczko zaraz pójdziemy odwiedzić.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.