15 październik – Zla Kolata cz. 1
Na godzinę 8 pojawiliśmy się w restauracji hotelowej na śniadanie. Już na pierwszy rzut oka widac że czasy swej świetnosci ma już dawno za sobą i wszystko jest delikatnie mowiąc zaniedbane, ale kiedyś musiało się tu dziać. Przed godziną 9 jedziemy do następnej wsi Vusanje, skąd mamy startować w góry. Już wczoraj spakowaliśmy plecaki na 2 dni, namiot, grube śpiwory, zapasowe ubrania, zapas wody i jedzenia i plecaki pękają w szwach. Planujemy wejść na najwyższy szczyt Czarnogóry o nazwie Zla Kolata. Wioska daleka od cywilizacji, dużo zieleni i jesiennch już barw na drzewach, otoczona wysokimi górami, stare chatki, po środku wiekowy już drewniany meczet i pierwsze znaki na szczyt. Zostawiamy auto przy jednym z Guesthousów, może będziemy tu nocować po zejściu z gór. 20 euro ze śniadaniem, jeśli nie to 6 euro za parking. Ostatnie przepakowanie, rozbieramy sie trochę lżej, jest znacznie cieplej niż przewidywaliśmy. Po przygodzie mrozowej na Dinarze, teraz jesteśmy przygotowani na wszystko. Zakładamy plecaki, przygnieceni ciężarem bardzo powolnie ruszamy z wysokości okolo 1000 m n.p.m. Szlak prowadzi mozolnie pod górę, spokojnym tempem mijamy ostatnie zabudowania. Droga jest póki co świetnie oznakowana, widać że znaki są świeżo malowane. Pogoda sprzyja, wychodzi słońce, po 2 km już idziemy w krótkich rękawkach. Idzie się znacznie gorzej niż na lekko, co 100/150 metrów przewyższenia, robimy krótkie przerwy. Co chwilę wyciągam aparat żeby uwiecznić ten dzień. O godzinie 12 jesteśmy na wysokosci 1600 m i kolejna przerwa na trawce, rozkładamy karimaty i grzejemy się w słońcu. Trzeba korzystać póki jest sucho, miękko i wygodnie, coraz bliżej nas widnieją już tylko łyse skaliste zbocza masywu Kolat. Przed 15 wchodzimy do dolinki Quafa e Borit na wysokosci 1780 m. Rozległa polanka ze znakami wskazującymi różne szlaki w różnych kierunkach. Ciężko jednoznacznie wywnioskować, w którą stronę udać się na Zla Kolate, myślimy, sprawdzamy, aż nadciągnęły chmury i zaczęło padać. Tym razem już bez namysłu szybko rozstawiamy namiot, zabezpieczamy plecaki i wskakujemy do środka. Na krótkie piesze wypady zabraliśmy 1 osobowy namiot jacka wolskina. Dwie osoby mogą w nim leżeć, pod warunkiem że się nie ruszają, nie mówiąc już o przebraniu czy zjedzeniu w środku. Także jest śmiesznie. Pół godzinki i znowu wychodzi słońce. Paweł grzeje wodę na zupkę, ja powoli pakuje obozowisko, żeby zaraz iść dalej, ale po chwili namysłu zostajemy. Dziś już odpoczniemy a jutro z mniejszym balastem, bo część rzeczy zostawimy tutaj, ‚zaatakujemy’ szczyt, o ile pogoda dopisze. Rozciągamy karimaty, wylegujemy się, później znowu chmury i deszcz i tak do wieczora. Po godzinie 16 mija nas 2 Czechów, pierwsi turyści których dziś spotkaliśmy. Też wybierają się na Zla Kolate, będą nocować w następnym dogodnym miejscu. Może spotkamy się znów jutro. Od 17 już tylko deszcz, w dodatku zero zasięgu. Mamy czas na pisanie relacji 🙂
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.