Dzień 8 i początek 9 Włoskie Saint-Tropez czyli Porto Cervo
Ostatnia noc to nocleg w lesie na obrzeżach Olbii. Brzmi całkiem nieźle, dopóki nie napiszę, że las był prawie przy głównej drodze, z jednej strony mieliśmy port a z drugiej czynne lotnisko. Piszę to po to, żeby pokazać, że czasami to, co jest napisane, to tylko jedna strona medalu i często w internecie jest ona podkoloryzowana -tak jak opisy miasteczka Olbia, które znaleźliśmy. Rzymski akwedukt, który powinien być nazwany akwedukcikiem, inne rzymskie ruiny, których omal nie przegapiliśmy czy też zapachy, o których nikt nie pisał. Na mapce z atrakcjami otrzymanej z informacji turystycznej jest nawet supermarket (wow!). Stąd też po 10km spacerze po Olbii jedziemy do Porto Cervo. Historia i inne informacje o mieście są bardzo ciekawe. Podobno lecąc nad Sardynią, arabski ksìąże Karim Aga Khan zobaczył niezwykły kolor morza, którego nie widział nigdzie indziej, wykupił ziemię w okolicy, co nie było trudne, ponieważ wtedy były tu tylko chaszcze, i od podstaw powstało miasteczko według jego wskazówek. Maksymalna wysokość zabudowy 2 kondygnacje, wszystkie kable i rury mają być schowane w ziemi, do budowy mają być użyte tylko materiały dostępne na wyspie i wszystko ma ze sobą harmonizować. Na pierwszy rzut oka wygląda to nawet ciekawie i różni się od innych miejsc które do tej pory widzieliśmy. Jest to pierwsze tak wysprzątane miejsce, nie ma wszędzie walających się śmieci, butelek papierów. Nawet pobocza są posprzątane. Jest to również pierwsze miejsce zdominowane przez niemieckich emerytów. Do tej pory wszędzie widzielismy samochody ze Szwajcarii. Nie mniej jednak po ponad 200 km które przeszliśmy pieszo po Sardynii, nie możemy się zgodzić z faktem, że to właśnie tu woda i plaże są najpiękniejsze. To zwykły zabieg marketingowy, który został po prostu „kupiony”. Plaże i kolor wody w Porto Torres, Costa Rei czy Torra Salinas są dużo, dużo piękniejsze. Nie mówiąc już o tym, że w innych miasteczkach można zobaczyć prawdziwe życie i rozmawiających ze sobą ludzi: na bazarze, w barze, piekarni. Nie mniej jednak na fejsie Porto Cervo będzie wyglądało super. Noc spędzamy na Przylądku Ferro, najdalej na wschód wysuniętym punkcie wyspy, skąd już po 5.00 startujemy na autobus. 6.40 jedziemy do Arzachena, po 5 minutach mamy autobus do Santa Teresa Gallura, kolejne 10 minut czekania i jedziemy do Sassari. 2 sytuacje, które widzimy po drodze.
Pierwsza to starsza Pani, która wsiadając mogłaby włożyć bilet do kasownika i pójść dalej, ale tłumaczy się ze zbyt niskiej jego wartości tj. 1,80 zamiast 2,50 euro ponieważ w kasie zabrakło biletów o właściwym nominale.
Druga to banda, powtarzam banda 9 albo 10 czarnoskórych, ładnie ubranych chłopaków ze smartfonami, którzy bez biletów wsiadają,czy wręcz wpychają się do autobusu. Zdenerwowany kierowca jest w praktyce bezradny. Jeżeli widziałeś jakis filmik z udzialem imigrantów w sieci, to my wersję lightową widzieliśmy 2 razy na żywo. Jak dobrze, że mieszkamy w POLSCE.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.