Menu

Dzień 15

Pirot – Sofia (90 km)

Welcome Bulgaria. Zanim jednak przekroczyliśmy kolejną granicę, poszliśmy z Milanem na miasto. Oczywiście we dwóch, bo w Witolda wieku to po 22.00 idzie się już spać 😉 Życie nocne wygląda dokładnie tak samo jak w Polsce, więc nie będę się rozpisywał. Rano, po śniadaniu pełnym domowych smakołyków, ruszamy dalej. Przed spakowaniem sakw dostajemy prezenty na drogę: domowy dżem od mamy i rakiję od taty. Biorąc pod uwagę 8 stopni na zewnątrz, zwłaszcza to drugie może się przydać.

Pedałujemy drogą która może i na mapie ma częściowo statut autostrady, ale w niczym jej nie przypomina. Po jednym pasie w każdym kierunku, duży ruch i samochody mijające się na centymetry. Naprawdę żadna przyjemność, oby do granicy. Robi się coraz cieplej, tuż przed Bułgarią mamy już 22 stopnie. Plus naprawdę niesamowite widoki. Jakby nie było, jesteśmy już wysokości ponad 600m nad poziomem morza i mimo dość wysokiej temperatury czuć nadchodzącą jesień . Po kilku kilometrach od granicy udaje nam się zjechać na starą drogę do Sofii, zero samochodów, ale po 15 km trzęsienia się na bruku wracamy ponownie na asfalt. Po kolejnych kilometrach droga robi się dwu pasmowa i wtedy jedzie się już całkiem dobrze, no może z małym wyjątkiem. Mijamy tylko jeden mały sklep, w którym nie można płacić euro ani kartą. 20km przed Sofią mamy stację benzynową. Uzupełnienie elektrolitów staje się wręcz niezbędne. Otwierasz puszkę, pierwszy łyk i już wiesz że to browar Carlsberg, woda wypłukana z piwnych kadzi. Dobre rzeczy zawsze są dobre, ale w drugą stronę działa to dokładnie tak samo.

Sofia to pięknie położone miasto, wysokie góry na wyciągnięcie ręki, a delikatne, pastelowe kolory zachodzącego słońca sprawiają, że wjazd do miasta to prawdziwa uczta dla oczu. Dokładnie o zmierzchu docieramy do naszego gospodarza Tihomira. Niezwykle pomocny człowiek, bardzo dobry kucharz i ciekawy kompan do rozmowy. Wow, 1400km za nami, zaledwie dwa tygodnie w drodze, a tyle się dzieje, że mam wrażenie jakby to już był miesiąc albo i dłużej.

A na koniec troche swojskich klimatów Serbii, którą już zostawiliśmy w tyle https://www.youtube.com/watch?v=Gvchbkh4jQY

/

Welcome to Bulgaria. But before we crossed next boarder we went with Milan to a party. Two of us of course, as at Witold`s age one goes sleep at 10 p.m. 😉 Life at night is the same as in Poland so I won`t write about the details. After breakfast full of homemade delicacies we move forward, but earlier we got some gifts: homemade jam from mum and a rakija from dad. Taking to account that outside there is only 8 degrees, especially the second one can be useful.

We are cycling via a road which was marked on a map as motorway, but it isn’t remain it at all. Only one lane, extremely heavy traffic and cars pass each other really close. We absolutely don`t take a pleasure in riding here. It is getting warmer and just before Bulgarian we have already 22 degrees. And there are fabulous views. We are at the height of 600m and though the temperature is quite high you can feel an Autumn in the air. After few kilometers behind a boarder we managed to turn into an old way to Sofia, no cars, but after 15 km juddering on a cobbled pavement we go back to the asphalt. Soon the way is becoming better and there is only one bad thing, there is no shop during the way in which we could pay euro or visa card.. 20 km before Sofia we have a petrol station. Filling up electrolytes is necessary. I open a can, first swallow and I at once know that it is not the best beer I`ve ever drunk…

Sofia is located in a marvelous place, surrounded by mountains, delicate, pastel colours of sunset makes the city looks incredible. Exactly at twilight we reached our host`s – Tihomir – house. A very helpful person, great cooker and a good company to talk. Wow, we have gone 1400km so far, only two weeks on the way but so many things are happening that I have a feeling as if we started a month ago.

And here I provide you with some Serbian music https://www.youtube.com/watch?v=Gvchbkh4jQY

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.