Dzień 21
Luleburgaz – Bandirma (64 km)
Drugi poranek w Turcji czas zacząć. Zanim się na dobre obudziłem, już słyszałem burzę i odgłosy piorunów. Na balkonie widać grad. Po śniadaniu Ilker idzie do pracy (uczy angielskiego), ja jeszcze zostaję, ale najpóźniej o 11.00 chcę ruszyć bez względu na to czy będzie padać, czy nie. Dziś muszę dojechać na 19 na prom i promem dopłynę do miejscowości w której mam nocleg.
Całe szczęście deszcz jednak odpuścił. Biorąc pod uwagę to co się działo rano za oknem, 60 km przelatuje pod kołami stosunkowo szybko. Raz pada, a raz nie. Przez chwilę było nawet 20 stopni, ale po chwili już tylko 10,5. Tak szybko zmieniające się warunki pogodowe wymuszają częste przebieranie się, albo żeby nie zamarznąć, albo żeby się nie przegrzać. Generalnie pedałowanie przy takiej pogodzie dalekie jest od moich wyobrażeń jakie miałem o przemierzaniu Turcji rowerem. Zamiast słońca, zimnego piwka i drzemek w cieniu drzewa czy na plaży jest wiatr, deszcz, para z ust gdy temperatura spada poniżej 10, czyli szału nie ma. Niemniej jednak jadę dalej. Jak wszystko pójdzie dobrze jutro będzie już 2000km na zegarze, 3 tygodnie w drodze, 8 kraj, parę podjazdów, parę zjazdów i co najważniejsze mnóstwo fantastycznych ludzi po drodze. Jeszcze tylko kilka dni deszczu, przedostanie się przez góry i powinno się zacząć najlepsze. Potem tylko przedostać się na Cypr gdzie musi już być gorąco i w ogóle 🙂
Okazuje się, że prom odpływa 2 godziny wcześniej, ale płynie godzinę dłużej. Na szczęście miałem spory zapas czasu. Co więcej, nic za niego nie płacę a na promie dostaję kanapkę, jogurt, kawkę, herbatę. Chyba załapałem się na jakiś prom tylko dla ciężarówek, ponieważ obsługa mi tłumaczy żebym poczekał na ochronę, która wyprowadzi mnie poza teren portu. Nieważne, grunt że jestem. Mój gospodarz, czeka na mnie pod bramą i po 23 jesteśmy w suchym mieszkaniu.
W telewizji widzę doniesienia z regionu Antalay. Powódź sparaliżowała miasto. http://www.bizimantalya.com/. Zobaczymy co się będzie działo dalej. Na razie plan pozostaje bez zmian.
/
It`s high time to start the second morning in Turkey. Before I woke up, I had heard a storm and thunders. There is hail on a balcony. After a breakfast, Ilker, a teacher of English is going to the school. I`m staying longer, but I`m planning to move not later than 11 a.m., no matter if it will be raining or not. Today I have to reach a ferry at 7 p.m. from Tekirdag to Bandirma, where I will stay for a night.
Thanks God a rain stopped. Considering what was happening outdoor in the morning, now, 60km passed quickly. Once it is rainy, then it`s not. After a while there are even 20 degrees, but one moment later it is only 10,5. So changing circumstances cause you have to change your clothing very often. Generally this weather is not the one, that I was dreaming about, thinking about cycling via Turkey. Instead of a sun, cold beer and nap in a shadow of trees, there is wind, rain and steam from my mouth when there is less than 10 degrees, so – nothing special. But I don`t give up. Tomorrow there should be 2000km covered, 3 weeks on the way, 8 countries, few hills and what is the more important – a lot of fantastic people. Only few days in a rain more, I have to pass also mountains, and the best should already begin. On the Cyprus must be warm 🙂
It turns out that I have a ferry hours earlier but it goes one hour longer. Good that I came much earlier. What is more I don`t pay for a ticket, but I got sandwiches, yoghurt, coffee and tea. I suppose it is a ship for trucks, because service explain me ha I should wait for a security and they will take me out from a port. The most important that I reached my destination, here I met my host and after 11p.m. we are in his flat.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.