Dzień 33
Tel Aviv – JEROZOLIMA 🙂
Absolutne dzień dobry bardzo. W końcu to dziś osiągnę swój cel. Ale czy na pewno?
Tak czy siak, będę w Jerozolimie. Rano Gil dzwoni na lotnisko, zmienia numer telefonu i adres do dostarczenia przesyłki na adres moich dzisiejszych gospodarzy. Odwozi mnie na przystanek i czekam na autobus. W całym zamieszaniu zapomniałem o wspólnym zdjęciu. Przystanek jest na wylotowej drodze do Jerozolimy, przy dużym skrzyżowaniu, także próbuję złapać stopa, ale po 20 minutach daję sobie spokój. Może to aktualna atmosfera w mieście, a może rzadko zdarzają się normalni ludzie, którzy podróżują tylko z kosmetyczką:)
W autobusie widzę żołnierzy z bronią, przysiadam się do jednego z nich. Chłopak wraca do domu z pistoletem maszynowym, ma 20 lat, od dwóch lat w służbie, walczył w strefie Gazy. Szok. Rozmawiamy o tym jak on odbiera dzisiejszą sytuację (wczoraj znów był jakiś zamach) i czuje się wyraźne napięcie na linii Żydzi – Muzułmanie, ale dla zwykłego turysty nie ma problemu. W Jerozolimie życie płynie zupełnie normalnie. Samochody, tramwaje, matki z dziećmi, dzieci na placu zabaw w przedszkolu i wszędzie ludzie w mundurach (służba wojskowa jest obowiązkowa również dla kobiet).
Eran jest trochę zdziwiony, gdy widzi gościa z samą kosmetyczką, który miesiąc temu wyruszył z Polski. Dzwonimy na lotnisko. Bagaż powinien być między 14 a 16. Po szybkiej kawie, wyposażony w mapę, ruszam w kierunku starego miasta i po pół godzinie wędrówki uliczkami Jerozolimy wiem już, że chcę tu jeszcze wrócić i że nie da się tego miasta porównać z żadnym innym, które odwiedziłem. Niesamowita mieszanka różnych religii, kultur, języków i stylów. Klimatyczne, wąskie uliczki, natrętni sprzedawcy, którzy oferują naprawdę oryginalne rzeczy. Widzę mury, które aż proszą się o to, żeby ktoś wysłuchał historię, którą widziały. W jednych miejscach więcej jest Żydów, w innych Arabów, od czasu do czasu ulicą przemknie pop, ksiądz, zakonnik. Patrząc na tłum turystów z całego świata przewalający się pomiędzy starymi budynkami, zapomnisz o żołnierzach, konflikcie i helikopterze, który krąży gdzieś nad miastem. Odwiedzam Bazylikę Grobu Pańskiego, według tradycji miejsce ukrzyżowania i pochowania Jezusa. Znajduję Dom Polski. Chodzę sobie po prostu, gubiąc i odnajdując się na przemian w zaułkach starego miasta. W pewnym momencie jestem świadkiem tego, co miał na myśli mój gospodarz, mówiąc, że sytuacja w mieście jest lekko napięta. Głośna dyskusja między Arabami, ale nie widzę dokładnie kim. Za chwile przeradza się w szarpaninę i krzyk, ktoś ucieka, wybucha petarda.
Za chwilę ruch na ulicy zostaje zablokowany, widzę chłopaka podobnego do tego, który był w autobusie, biegnącego z bronią w stronę zdarzenia, po chwili na miejscu jest już około 20 żołnierzy. Ruszam dalej, a na sąsiedniej ulicy życie toczy się swoim torem. Sprzedawcy stoją przy swoich straganach, gdzieś obok biegają sobie dzieci. Po prostu normalne życie. Ruszam do Ogrodu Grobu Pańskiego, uważanego przez wielu za miejsce śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Chwila refleksji, powrót na stare miasto i trzeba się zbierać. Cały czas mam tylko T-shirt na sobie, a o 17 zapada zmrok i robi się mówiąc delikatnie chłodno. Jesteśmy na wysokości ponad 700m n.p.m.
Gdy wracam do moich gospodarzy, zastaję mój bagaż, uff… niczego nie brakuje. Teraz przygotowania do barbecue. Dziś jest czwartek, tutaj to początek weekendu, w piątek albo się nie pracuje albo tylko pół dnia, w sobotę jest święto, a niedziela to pierwszy dzień tygodnia. Przede mną pierwsza impreza w Izraelu.
./
Absolutely good morning very much. Finally it`s a day when I will achieve my goal? But for sure? One way or the other, I will be in Jerusalem. In the morning Gil calls the airport, changes the phone number and the address for delivery my baggage for the address of my hosts for tonight, he gives me a lift to a bus station and I`m waiting for my transport. Because of the confusion I forgot to take a common picture. The bus station is located on the main road near big road junction, so I`m trying to hitchhike, but after 0 minutes I give up. Maybe it is caused by the actual atmosphere in the city or maybe hardly anyone normal travel only with a vanity case 🙂
In a bus I see soldiers with a weapon, I`m joining one of them. A boy is coming back with a machine gun, he is 20 years old, for 2 years he has been in the army, he fought in Gaza Strip. Shock. We are talking about the actual situation (yesterday was next terrorist attack) and I feel a strong suspense connected with the relation between Jews and Muslims. But there is no danger for a normal tourist. In Jerusalem everyday life pass as usual. Cars, trams, mothers with children, children in a playing garden next to a kindergarten and all around there are people in uniforms (military service is obligatory also for women).
Eran is a little confused when he see a guy just with a small vanity case, ho has left his home in Poland a month ago. We call the airport. My baggage should be between 2p.m. and 4 p.m. After a small coffee, equipped with a map, I`m going towards an old town and after half an hour going small street I already know that I want to come back here again and it is impossible to compare this place with any other that I have visited. Amazing mixture of various religions cultures, languages and styles. Climtis, narrow streets, intrusive sellers, who offer originals things. I see walls that ask for listening to their story. In some paces there are more Jews in others there are more Arabs, from time to time you can see an Orthodox priest, catholic priest or a nun.
When you see all of those people going between old buildings you will forget about soldiers, conflict and a helicopter that appears somewhere above the town. I visit a Church oh the Holy Sepulchre. According to a tradition it is a place of Jesus crucifixion and burial. I`m finding a Polish Home. I`m just walking around and in one moment I`m becoming a witness of something about which told me my host telling about a suspense situation. Loud discussion between Arabs and other people, but I didn`t see them. After a while begins a tussle, scream somebody is running away, a cracker is shooting.
Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.